niedziela, 15 maja 2011

c.d. z wyprawy

wybaczcie że tak długo kazałam czekać na c.d. ale w ostatnim tygodniu
wydarzyło się tak wiele, tak bardzo męczących dni, że nie miałam siły na nic.
pomału ogarniam zmiany, przyzwyczajam się do nowych planów.

A więc gdy dotarłyśmy na pod poznańską wieś, Gosia i jej Kira zabrały nas na spacer do lasu.
Miejski piesek zwany Mopsią był szczęśliwy.
Gdzie jedziemy? Na lotnisko, czy plażowisko? 

Kira jest pięknym i szalonym labladrorem, zaraz po zrobieniu tego zdjęcia zostałam powalona na ziemię i oblizana ;p


Mopsia podziwiała wysoką trawę




Kira nacieszyła się mną i Mopsią ruszyła przed siebie




Miejski piesek musi pić, woda z jeziora za zimna i jakaś dziwna, lepsza ta przywieziona z Poznania ;) 


 Moja koszulka tego dnia nie przypadkowa :)


 Gdy się idzie lasem można zanucić "oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj więcej nie potrzeba"


Pole latawców - dmuchawców


Piękne, żółte kwiatki schowane w cieniu drzew


 Po przez pola, po przez łąki, po przez leśne ścieżki 




Zwykłe nie zwykłe leśne drzewa



Ogromne zmęczenie i radocha, czyli koniec spaceru po lesie

Tam piekarnia jest - Kira pokazuje nam, że ta wieś nie taka mała i wszystko co trzeba mają, ba mają tam nawet 3 pizzerie i mały market :)


Kira niecierpliwie czeka na wyjście z autka


Hura miastowa przywiozła prezent :))


 Mopsia próbuje odpocząć, a Kira chce się bawić




Woda - dużo wody :) Taka miska dla Mopsi jak ocean wody :p


Szalona Kira i wkurza Mopsię 


Chwilowy odpoczynek Kiry. 
Chwila dla fotoreportera 

Mopsia czyta instrukcję " rozpal ogień, u grilluj pysznego łososia"








Niestety słońce zaczęło zachodzić, a to oznaczało, że pora wracać.  
Ostatnie spojrzenie na las. 


zmęczonej Mopsi nie przeszkadzało, że trzęsło, stukało


Poznań przywitał nas hałasem i kurzem

niedziela, 8 maja 2011

za miastem

 Kto mnie zna ten wie, że nie lubię wstawać rano skoro świt, a tym bardziej w sobotę, ale są dni gdy warto się poświęcić i są dni gdy wstawanie o poranku jest przyjemne


Uwielbiam dni gdy mogę zabrać mojego psa. I powędrować. Mopsia jak pańcia, to taka powsinoga. A jak jej się powie, że gdzieś idziemy, że pojedzie, to na tych swoich, krótkich łapkach biegnie. Biegnie i uszka falują, i dupka kręci




 po biegach przez dworzec i perony, w końcu w pociągu, w końcu jedziemy


 uwielbiam takie widoki, żółte pola, szkoda tylko, że w pociąg brudne okna


 Mopsię, to co się dzieje za oknem mało co obchodziło


 gdzieś pod Poznaniem, wysiadłyśmy na malutkiej stacji.


"pszem pani nie zapomnij mnie, nie zostawiaj mnie tu samej"


a w tej małej miejscowości czekała na nas Kira. Najbardziej szalony lablador jakiego poznałam :))

 

Szalona ale i też bardzo kochana

c.d.n.