niedziela, 23 lutego 2014

apetyt na rower

Jest takie stare powiedzenie, że "apetyt rośnie w miarę jedzenia"
tak w moim przypadku każdy przejechany kilometr na rowerze powoduje, że mam ochotę na więcej i więcej.
W poniedziałek odebrałam z serwisu naprawiony rower i już wtedy poczułam ogromną radość, że odzyskam wolność.
Wolność objawiła się na początku tym, że rowerem dojeżdżałam do pracy dużo szybciej niż komunikacją miejską i z pracy do domu też szybciej mimo, że codziennie trasa z pracy do domu mi się wydłużała.
Aż gdy w piątek za miast na 7.30 do pracy szłam na 8.30, to za miast ciut dłużej pospać siadłam na rower i wykorzystałam dodatkową godzinę na przejazd przez Park zwany Łęgami Dębińskimi albo Parkiem Jana Pawła II - piękny poranek, piękne słońce - a jazda pobudziła mnie lepiej niż 3 kawy ;)


po takim poranku wpadają od razu inne ciekawe pomysły jak np. jak wyprawa do Strzeszynka.
Pomysł rewelacyjny, trasa wspaniała, szlak zielony. Ok skłamałabym gdybym powiedziała, że jazda była szybka i łatwa. Łatwa była jazda do Strzeszynka, trochę gorzej w drodze powrotnej, gdy słońce zaczęło zachodzić, do tego w połowie drogi w lesie jest taki odcinek gdzie jest ciemno, do tego przez spory kawałek pod górkę i wtedy w głowie chochlik się buntuje, pyta się po cholerę ta jazda? nie lepiej wygodnie na kanapie było zostać? ale na szczęście dalej było już bardziej z górki. I doceniłam rowerowe przerzutki :D

start Jezioro Rusałka

 Strzeszynek zdobyty :D

i droga powrotna



1 komentarz: