Jakiś czas temu z piwnicy u rodziny wypatrzyłam rower. Zakochałam się w nim. 
I chciałam go przygarnąć. Ale nie tak od razu, to się udało.
I chciałam go przygarnąć. Ale nie tak od razu, to się udało.
Bo ten rower tam stał, bo się przyda. 
I tak stał i nikt na nim nie jeździł, bo najpierw trzeba by go umyć, koła napompować.
W końcu udało się przekonać rodzinkę, że u mnie rower będzie bardziej użyteczny.
I tak stał i nikt na nim nie jeździł, bo najpierw trzeba by go umyć, koła napompować.
W końcu udało się przekonać rodzinkę, że u mnie rower będzie bardziej użyteczny.
Mój tato rower odświeżył, wymienił siodełko i koła. 
Wczoraj dostałam mój żółty rower :)
i dzwoneczek jest żółty: 
a gdy wrócę do domu i pić się chce 
najlepsza na świecie: cytyniada (bardzo mocno schłodzona woda, do tego wyciskamy soku z cytryny i limonki, dobrze jest też wrzucić do dzbanka kilka plastrów cytryny
a gdy słonko grzeje na balkonie 
Mopsia sśpi (na nic moje prośby i groźby, że ma zejść ze słońca)
a tym czasem  na balkonie plener malarski 
coś czuję, że będę tęsknić za latem 
 
 
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz