Jako, że dzisiaj jak na razie się lenię wrzucę zdjęcia z wczorajszej jazdy 
czy jaj już wspominałam, że kocham jazdę po śnieg? 
mam ogromne szczęście, że mieszkam blisko Lasku Marcelińskiego (Poznań) i kilka chwil i jestem w zupełnie innym świecie.
I jakby ktoś pytał, po co mi, to? To właściwie nie wiem, po prostu lubię taką jazdę.
Na przekór innym, którzy mówią "że rowerem w takim śniegu się nie da". A właśnie, że się da!!! 
Nie zdobyłam bieguna, czy Mont Everestu.
Za, to zdobyłam Lasek Marceliński ;)  
A upadki? Zimno?  No cóż może upadek, trochę zaboli, ale mnie, to nie zraża. Otrzepię się, pośmieję i jadę dalej. A zimno jest na początku, jak się pedałuje, to robi się bardzo gorąco, do tego ubrana jestem na tzw. cebulkę. 
I nie chodzi o to by spalić kalorie, bo zwykle jak wrócę do domu, to pochłaniam czekoladę, albo jak wczoraj paczkę pierników.
Poznański Lasek Marceliński zimą
 
 
 
 
O rety! Czasem mnie kusi, żeby wyciągnąć rower na śnieg, ale jak sobie myślę o tych wszystkich zaspach do pokonania, to mi przechodzi ;)))
OdpowiedzUsuńPrzecież jedzie się i tak drogami, ścieżkami więc tych zasp aż tak dużo do pokonania nie ma. A pokonanie zaspy nie jest takie trudne, śnieg jest miękki i jedzie się po nim po grubym dywanie, ja czasami śmieję się, że jadę po cukrze pudrze. Fakt, że cały czas trzeba pedałować, ale za to szybko człowiek się rozgrzewa i nie marznie :))
OdpowiedzUsuńA radość z samego faktu, że się pokonało wszystkie "nie da się" i inne wymówki bezcenna!
oddaj mi swój rower, ma mega kolor:)
OdpowiedzUsuń